Business

upadek Builder.ai. Miliardowy start-up oskarżony o oszustwa

Zawyżone przychody, fikcyjni klienci, kreatywna księgowość. Mamy do czynienia z technologicznym skandalem, który zaskoczył cały rynek. W sprawie Builder.ai pojawia się kilka zasadniczych pytań:

Builder.ai, początkowo działający pod nazwą Engineer.ai, został założony w 2016 r. przez duet przedsiębiorców: Sachina Dev Duggala oraz Saurabha Dhoota. Start-up obiecywał platformę typu no-code/low-code, dzięki której tworzenie aplikacji mobilnych i webowych miało być tak proste, jak składanie klocków LEGO — i to za sprawą sztucznej inteligencji.

Duggal, pełniący funkcję CEO (nazywający siebie żartobliwie “Chief Wizard”), zapewniał, że jego AI o imieniu “Natasha” jest w stanie zautomatyzować nawet 80 proc. procesu budowy typowej aplikacji w około godzinę.

W praktyce klienci mieli opisać pomysł w czacie z Natashą, która rzekomo generowała kod i plan, po czym aplikacja magicznie powstawała niemal bez udziału programistów. Ambitna wizja przyniosła Builder.ai rozgłos i zainteresowanie inwestorów. Już w 2018 r. spółka pozyskała pierwsze fundusze (ok. 30 mln dol. m.in. od funduszu SoftBanku), a w kolejnych latach odbyła kilka rund finansowania. W 2022 r. zebrała 100 mln dol. w ramach serii C (liderem była firma Insight Partners), co łącznie dało wtedy ok. 195 mln dol. finansowania.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak w połowie 2023 r. To wtedy ogłoszono strategiczne partnerstwo z Microsoftem. Gigant z Redmond nie tylko zaintegrował rozwiązania Builder.ai ze swoją platformą Teams, ale też dokonał znaczącej inwestycji kapitałowej (kwota pozostaje nieznana).

Dla założycieli Buildera to ciągle było jednak za mało. W maju 2023 r. doszło do największej rundy — Series D o wartości 250 mln dol., prowadzonej przez Qatar Investment Authority (katarski fundusz państwowy) z udziałem m.in. Jungle Ventures i Iconiq Capital. Łącznie start-up pozyskał ponad 450–500 mln dol. finansowania, osiągając status jednorożca z wyceną sięgającą 1,3–1,5 mld dol. Globalni inwestorzy mieli najwyraźniej ogromne zaufanie do wizji firmy, która reklamowała się hasłem “każdy może zostać twórcą aplikacji”.

Sprawdź też: Nowy projekt Microsoftu może być dla internetu tak ważny, jak kod HTML

Technologiczne obietnice a rzeczywistość

Szybko okazało się, że za deklaracjami o cudownej AI Natashy kryje się bardziej przyziemna rzeczywistość. Już w sierpniu 2019 r. Wall Street Journal ujawnił, że platforma Engineer.ai wcale nie generuje automatycznie kodu za pomocą sztucznej inteligencji — faktyczną pracę wykonywali ludzie. Według śledztwa WSJ rzekoma sztuczna inteligencja to głównie marketing — większość kodowania realizowali tradycyjni programiści (głównie w Indiach), a system wykorzystywał co najwyżej proste algorytmy NLP do wstępnej wyceny i przypisywania zadań wykonawcom.

Firma tłumaczyła się wówczas, że tak naprawdę stawia na “partnerstwo ludzi i AI”, jednak wielu uznało to za klasyczny przypadek tzw. AI-washingu, czyli przypisywania zwykłym rozwiązaniom etykiety AI w celach marketingu. Co więcej, wyszło na jaw, że pozytywne recenzje Builder.ai w internecie często pisały… osoby zatrudnione w firmie, a na stronie chwalono się logotypami klientów, którzy nigdy z usług spółki nie korzystali, ani nawet nie wiedzieli o jej istnieniu.

W tamtym okresie doszło nawet do konfliktu w zarządzie. Ówczesny dyrektor biznesowy Builder.ai, Robert Holdheim, pozwał firmę, zarzucając jej celowe przejaskrawianie możliwości AI w celu zdobycia kapitału od inwestorów. Holdheim twierdził, że CEO Sachin Duggal zapewniał inwestorów o 80-proc. gotowości przełomowego produktu opartego na AI, podczas gdy w rzeczywistości prace nad nim nawet się nie rozpoczęły: “Duggal mówił inwestorom, że produkt Engineer.ai jest ukończony w 80 proc., choć tak naprawdę ledwo zaczęto go rozwijać” — ujawniał Holdheim.

Mimo tej miniafery sprzed kilku lat start-up zdołał dość bezboleśnie wyjść z kryzysu wizerunkowego, w dużej mierze dzięki rebrandingowi (to wtedy nazwa zmieniła się na Builder.ai) oraz dalszemu strumieniowi pieniędzy od skłonnych do ryzyka inwestorów.

Czytaj też: Jony Ive projektował iPhone’a, a teraz dołączy do OpenAI. Twórca ChatGPT tworzy coś tajemniczego

Rosnące przychody czy kreatywna księgowość?

Z zewnątrz Builder.ai w ostatnich latach wyglądał na szybko rosnący biznes. Jeszcze w 2023 r. chwalił się przychodami rzędu 180 mln dol. i dynamicznym wzrostem sprzedaży. Jednak wewnątrz firmy narastały wątpliwości co do wiarygodności tych wyników.

Pod koniec 2023 r. założyciel zaczął prosić inwestorów o kolejne dofinansowanie, mimo niedawno uzyskanej ogromnej rundy. To zapaliło lampki ostrzegawcze w radzie nadzorczej. W efekcie na początku 2024 r. zlecono dodatkową due diligence i audyt finansów spółki. Wyniki okazały się szokujące: rzeczywiste przychody były zaledwie ułamkiem raportowanych.

Według informatorów “Financial Times” sprzedaż za 2023 r. została zawyżona czterokrotnie — z deklarowanych 180 mln dol. skorygowano ją w dół do ok. 45 mln dol.

Podobny mechanizm wyszedł na jaw w prognozach na 2024 r. Zamiast obiecanych 220 mln dol., realnie spodziewano się tylko ok. 55 mln dol. Innymi słowy, audyt wykazał, że spółka przejaskrawiała wyniki o 300 proc. W toku dochodzenia wewnętrznego okazało się, że Builder.ai mógł stosować wyrafinowane sztuczki księgowe, by kreować iluzję gwałtownego wzrostu. Szczególną uwagę zwrócono na sieć resellerów i partnerów handlowych (zwłaszcza na Bliskim Wschodzie), poprzez których rzekomo sprzedawano licencje — istniało podejrzenie, że część z tych kontrahentów była fikcyjna lub powiązana z zarządem, służąc jedynie do pompowania przychodów na papierze.

Financial Times donosił, że mógł to być celowy, zorganizowany wysiłek, by zawyżać wyniki. Co gorsza, wyszło na jaw, że dotychczasowy audytor firmy wcale nie był tak niezależny, jak być powinien — okazał się bliskim znajomym Duggala i wcześniej zasiadał w zarządzie innej spółki zakładanej przez tego samego CEO. Na dodatek różne zagraniczne oddziały Builder.ai co rusz zmieniały lokalne firmy księgowe, wybierając mało znane podmioty. Dziś eksperci uznają takie praktyki za czerwoną flagę, mogącą wskazywać na omijanie skrupulatnej kontroli.

Korekta wyników finansowych była gwoździem do trumny. Grupa pożyczkodawców (konsorcjum funduszy dłużnych z Viola Credit na czele), która wcześniej udzieliła Builder.ai awaryjnej pożyczki na rozruch nowych projektów, po ujawnieniu prawdy błyskawicznie uznała to za naruszenie warunków. W marcu 2025 r. wierzyciele postawili spółkę w stan niewypłacalności, przejmując na poczet długów niemal całość gotówki z jej kont — ok. 37 mln dol.

Pozbawiony środków startup został zmuszony do natychmiastowego wstrzymania działalności. W połowie maja zarząd oficjalnie ogłosił zamiar upadłości likwidacyjnej, tłumacząc decyzję “niemożnością przezwyciężenia historycznych wyzwań i decyzji, które obciążyły kondycję finansową firmy”. Sachin Dev Duggal już wcześniej (w lutym 2025) został odsunięty od sterów — rada nadzorcza zmusiła go do rezygnacji ze stanowiska CEO, powierzając zarządzanie kryzysowe Manpreetowi Ratii (związany z funduszem Jungle Ventures). Duggal zachował co prawda miejsce w zarządzie i wymyślony tytuł “Chief Wizard”, ale faktycznego wpływu już nie miał.

Zobacz także: Straszyła i szantażowała pracowników. Najnowsza sztuczna inteligencja Anthropic jest niezwykle potężna

Syrena alarmowa, którą zignorowano

Jak to możliwe, że przez tak długi czas inwestorzy i rynek nie zorientowali się w problemach? Przecież za spółką stały doświadczone fundusze i korporacje, które zwykle prześwietlają swoje “perełki”. Po fakcie widać jednak, że sygnały ostrzegawcze istniały, lecz pozostawały zbagatelizowane lub niewidoczne na pierwszy rzut oka.

Dziennikarka Nina Dos Santos (po lewej), założyciel i dyrektor generalny Moonshot, Ross Frenett (w środku) i "główny czarodziej" platformy Builder.ai, dyrektor generalny Sachin Duggal, biorą udział w konferencji "Dezinformacja, zaufanie i bezpieczeństwo" na Mobile World Congress, największych na świecie targach mobilnych, w Barcelonie, 5 marca 2025 r.
Dziennikarka Nina Dos Santos (po lewej), założyciel i dyrektor generalny Moonshot, Ross Frenett (w środku) i “główny czarodziej” platformy Builder.ai, dyrektor generalny Sachin Duggal, biorą udział w konferencji “Dezinformacja, zaufanie i bezpieczeństwo” na Mobile World Congress, największych na świecie targach mobilnych, w Barcelonie, 5 marca 2025 r.


|
MANAURE QUINTERO/AFP / East News

Po pierwsze, mieliśmy efekt otoczenia i hype’u — Builder.ai działał w okresie gorączki AI, kiedy to każdy start-up chętnie dopisywał sobie “.ai” do nazwy i przedstawiał się jako firma od sztucznej inteligencji, a inwestorzy rzucali się masowo na takie projekty w obawie przed przegapieniem następnego OpenAI. W przypadku Builder.ai zadziałał klasyczny syndrom FOMO (fear of missing out — strach przed byciem pominiętym). Carrie Osman, prezes firmy doradczej Cruxy, komentując tę sprawę, zauważa, że duzi gracze pokroju Microsoftu nierzadko inwestują pod presją mody, zaniedbując dokładną weryfikację. “Nie jest to pierwszy przypadek zgubnego FOMO, jaki widzieliśmy na przestrzeni lat… I dopóki AI-washing będzie trwał, nie będzie to ostatni taki przypadek” — twierdzi. Inwestorzy ulegli więc urokowi słowa “AI” i nie doszacowali ryzyka.

Po drugie, zaufanie budowane autorytetami. Za Builder.ai stały w końcu nazwiska i marki, które wzbudzały zaufanie. Gdy w projekt zaangażował się Microsoft, a pieniądze wykładali giganci pokroju QIA czy Iconiq Capital, mogło się wydawać, że kto jak kto, ale oni na pewno sprawdzili wszystko, zanim zainwestowali. To zjawisko psychologiczne, w którym kolejni udziałowcy polegają na renomie poprzednich, zamiast prowadzić własną analizę due diligence. Niestety, jak pokazuje życie, nawet najwięksi mogą się mylić. Inwestorzy instytucjonalni dysponowali dostępem do danych finansowych spółki daleko wykraczającym poza publiczne informacje, a jednak przez długi czas nie wykryli manipulacji. Jest szansa, że mieli dostęp do odpowiednich dokumentów, ale nawet nie rzucili na nie okiem.

Zabrakło zwykłej dociekliwości — choćby prostego przejrzenia opinii klientów czy rozmów z szeregowymi pracownikami. Wystarczyłoby choćby sprawdzić oceny w serwisie Trustpilot (gdzie aż 25 proc. recenzji Builder.ai to najniższe, jednogwiazdkowe noty, pełne skarg na opóźnienia i niedotrzymywanie obietnic), by nabrać podejrzeń, że coś jest nie tak. Podobnie prezentowały się negatywne komentarze pracowników na Glassdoor — malowały obraz firmy pełnej chaosu i korporacyjnego gaslightingu. “To materiał na serial dokumentalny Netfliksa: niekompetentne przywództwo i zdemoralizowana załoga” — pisał jeden z anonimowych pracowników w 2022 r., a inny przyznał, że firma miała tak złą reputację w branży, iż podczas rekrutacji do nowej pracy rekruterzy “otwarcie się śmiali, słysząc, że w CV mam Builder.ai”.

Tak mocne sygnały ostrzegawcze w normalnych okolicznościach wywołałyby alarm. Tutaj jednak zagłuszył je blask jednorożca i wiara w zapewnienia zarządu.

I po trzecie — kontrola była iluzoryczna. Dopóki firma pozostawała prywatna i nie planowała giełdowego debiutu, dopóty miała dużą swobodę w prezentowaniu wyników finansowych. Rady nadzorcze start-upów często opierają się na raportach dostarczanych przez samą spółkę oraz opiniach zewnętrznych audytorów. W Builder.ai, jak już wiemy, audytor nie spełniał standardów niezależności.

Ponadto sprytnie lawirowano między jurysdykcjami. Spółka była zarejestrowana w Wielkiej Brytanii, działała globalnie, miała biura w Indiach, a kapitał płynął z USA, Europy i Bliskiego Wschodu. Taka struktura międzynarodowa utrudniała jednolitą kontrolę. Dopiero dociekliwe artykuły Financial Times w 2024 r., m.in. demaskujące powiązania zarządu z aferami finansowymi w Indiach, zapoczątkowały lawinę zmian.

Okazało się wtedy, że obaj założyciele Builder.ai byli uwikłani w ciągnące się w ojczystych Indiach śledztwa. Duggal figurował jako podejrzany w sprawie o pranie pieniędzy, a Dhoot pojawił się w dochodzeniu dot. wielomilionowego oszustwa kredytowego.

Tego rodzaju rewelacje zdecydowanie powinny były pojawić się w raporcie due diligence przed inwestycją — najwyraźniej jednak nikt wcześniej do nich nie dotarł lub nie nadał im należytej wagi.

Unicorny też upadają

Upadek Builder.ai stał się bolesną lekcją dla branży technologicznej. Pokazuje on, że w obecnej fali entuzjazmu dla sztucznej inteligencji nie każdy AI-start-up jest tym, za co się podaje. Łatka AI stała się modne niczym chwyt marketingowy, jednak inwestorzy i klienci muszą zachować zdrowy sceptycyzm. Historia tego jednorożca dobitnie uświadamia, że nawet najbardziej gorący trend nie zagwarantuje sukcesu, jeśli brakuje rzetelnego produktu, solidnego modelu biznesowego i uczciwego przywództwa.

Przypadek Builder.ai już bywa porównywany do niesławnych skandali start-upowych pokroju Theranosa czy WeWork — tu również wielkie wizje i marketing wygrały z rzeczywistością tylko na krótką metę. Prawda wyszła na jaw, pociągając za sobą drastyczne konsekwencje.

W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy jednorożec zmienił się w bankruta, a inwestorzy stracili setki milionów dolarów. Przestroga jest jasna: nie każda firma z AI w nazwie faktycznie dysponuje przełomową technologią, a pogoń za następnym unicornem nie zwalnia od odrobienia pracy domowej przy weryfikacji faktów.

W świecie start-upów opartych na deklaracjach o cudownej technologii warto pamiętać, że liczą się twarde podstawy. Historia Builder.ai powinna być ostrzeżeniem przed bezkrytycznym uleganiem hype’owi. Nawet jeśli wspierają go najwięksi gracze. Jednorożce też upadają, gdy zbudowane są na obietnicach bez pokrycia.

Autor: Grzegorz Kubera, dziennikarz Business Insider Polska

Ashley Davis

I’m Ashley Davis as an editor, I’m committed to upholding the highest standards of integrity and accuracy in every piece we publish. My work is driven by curiosity, a passion for truth, and a belief that journalism plays a crucial role in shaping public discourse. I strive to tell stories that not only inform but also inspire action and conversation.

Related Articles

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back to top button