W USA wrze. “Byłam zdumiona. Media to kompletnie przemilczały”

- Protesty “Hands Off” odbyły się w 1,4 tys. miejsc w Ameryce i niemal wszędzie były liczniejsze, niż się spodziewano. W Bostonie zamiast 10 tys. maszerowało 100 tys. ludzi. W Nowym Jorku pochód rozciągnął się wzdłuż Piątej Alei. Były to pierwsze na taką skalę manifestacje, odkąd Trump wrócił do władzy
- Popularność protestów “Hands Off” nie dziwi nikogo, kto na nich był osobiście. Dzięki nim Amerykanie, którzy nie głosowali na Trumpa (jest ich większość – Trump zdobył 49,8 proc. głosów), w końcu mieli okazję przypomnieć Waszyngtonowi o swoim istnieniu
- “Zakładając, że ludzie nie przestaną protestować, można się spodziewać, że ambitni i odważni politycy zagospodarują ten gniew i przekują go w regularny ruch polityczny. A to już będzie siła sprawcza”, przewiduje Chandler James, politolog z Uniwersytetu Oregonu
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Kiedy pod koniec lat 90. przyjechałam do USA, nie myślałam, że sobotnie poranki będę spędzać na klejeniu transparentów, a popołudnia na manifestacjach. Nie wpadłoby mi do głowy, że moim amerykańskim córkom będę opowiadać o działaniu w opozycji, w dodatku nie po to, aby poznały losy polskich przodków, lecz by wiedziały, co robić, gdy same znajdą się na barykadach, zmuszone przez historię do działania.
Sobota 5 kwietnia była kolejną, gdy zostałam wezwana na protesty pod hasłem “Hands Off” (“Odczepcie się”). Malując transparent, zdałam sobie sprawę, że gdybym zachowała na pamiątkę wszystkie, które przygotowałam w ostatnim dziesięcioleciu, złożyłyby się na imponujący stos.
Solidarni z Kanadyjczykami
Gdy dotarłam do punktu zbiórki w mieście, w którym mieszkam, Fort Collins w stanie Kolorado, pierwszym, co mnie uderzyło, był tłum. Na trawnikach parku Civic Center zabrakło dla niego miejsca i właśnie zaczął się wylewać na sąsiednie ulice, które policja zaczęła wyłączać z ruchu. Rzecz druga – zdumiała mnie niezwykła różnorodność przyniesionych na protest haseł.
Najmocniej oberwało się DOGE – agencji Muska, która pod przykrywką szukania oszczędności w budżecie tak naprawdę rozmontowuje systemy najważniejszych zabezpieczeń społecznych, takich jak emerytury federalne (Hands off Social Security!), ubezpieczenia dla emerytów (Hands off Medicare!), opieka zdrowotna dla najuboższych (Hands off Medicaid!), a przy okazji bezprawnie zamraża fundusze na badania naukowe (Hands Off Universities!), pomoc międzynarodową (USAID Saves Lives!) i akcję klimatyczną (Hands Off Renewable Energy!) oraz łamie prawa pracowników federalnych (Doge Is Dismantling Our Government Efficiently).
Obrońcy konstytucji i praw imigrantów przypominali, że są one łamane (Bans Off Our Books!, ICE Is Only for Drinks, not Legal Immigrants!), a praw międzynarodowych – że epoka podbojów kolonialnych dawno się skończyła (Hands Off Greenland!). Na otaczających mnie transparentach Musk i Trump występowali w najróżniejszych odsłonach – były porównania do faszystów (Resist like It’s 1938 Germany) i przypomnienia, że Amerykanie nie głosowali na rządy oligarchów (No Kings Here Since 1776), a od członków rządu naród wymaga kompetencji, nie kultu jednostki (I was added to this protest by a Signal group chat). Była też solidarność z Kanadą (Canada, We Hate Him Too), a liczna grupa przyprowadziła na demonstrację swoje czworonogi, nowy symbol opozycji (Dogs Not DOGE, Today I Need To Bite Nazis).
Babcia na czele milionów
Manifestacja przebiegła spokojnie, lud MAGA albo nic o proteście nie wiedział, albo go zlekceważył. Świadkiem konfrontacji stałam się dopiero w drodze powrotnej. Przed przejściem dla pieszych, na które weszłam wraz z utykającą starszą kobietą, zatrzymał się pick-up przyozdobiony flagami MAGA i konfederatów (w dzisiejszych czasach symbol utożsamiania się z białą supremacją).
Kobieta natychmiast skręciła i podetknęła młodemu kierowcy pod nos swój transparent. “Masz babcię?”, zapytała. Mężczyzna skinął głową. “Kochasz ją?”. Znów potwierdził. “Gotów jesteś wziąć ją na utrzymanie?”. Ściągnął brwi. “To oswój się z tą myślą. Los jej emerytury i ubezpieczenia wiszą na włosku”, doradziła kobieta. “Fake news! – młodzian wreszcie zareagował słownie. – Musk tylko czyści rząd z korupcji!”. “A tak, słyszałam, że tak to nazywa. Myślisz, że przyszłabym tu dziś w stanie, w jakim jestem, gdyby to był fake news? Mam nadzieję, że dobrze zarabiasz, bo opieka medyczna dla seniorów jest bardzo kosztowna”, zakończyła i pomaszerowała na drugą stronę ulicy. Młody kierowca i jego pasażerowie odprowadzili ją wzrokiem, ale żaden już się nie uśmiechał.
Protesty “Hands Off” odbyły się w 1,4 tys. miejsc w Ameryce i niemal wszędzie były liczniejsze, niż się spodziewano. W Bostonie zamiast 10 tys. maszerowało 100 tys. ludzi. W Nowym Jorku pochód rozciągnął się wzdłuż Piątej Alei. Były to pierwsze na taką skalę manifestacje, odkąd Trump wrócił do władzy. Prawdopodobnie przebiły liczbą uczestników słynny Marsz Kobiet z 21 stycznia 2017 r., który swego czasu stał się największym jednodniowym protestem w historii USA. Gdy powstawał ten tekst, wciąż nie było dokładnych danych na ten temat – szacunki wskazywały 3-5 mln – ale, jak napisała dziennikarka i uczestniczka marszu w San Francisco Rebecca Solnit: “Relacje naocznych świadków potwierdzają, że pobiliśmy tamte liczby, i to znacząco” (“Millions Stood Up: April 5 Hands Off Day of Action”, meditationsinanemergency.com, 6 kwietnia 2025 r.).

Protestujący w Los Angeles (kwiecień 2025 r.)
Protesty? Jakie protesty?
Popularność protestów “Hands Off” nie dziwi nikogo, kto na nich był osobiście. Dzięki nim Amerykanie, którzy nie głosowali na Trumpa (jest ich większość – Trump zdobył 49,8 proc. głosów), w końcu mieli okazję przypomnieć Waszyngtonowi o swoim istnieniu. Zrobili to w poczuciu, że mimo upływającego czasu wciąż nie mogą liczyć na swoich liderów. Gdy w grudniu ub.r. pisałam na łamach “Przeglądu” o milczeniu i niemocy, które spętały demokratów po wyborach, nie sądziłam, że cztery miesiące później sytuacja się nie zmieni.
Chlubnym wyjątkiem pozostaje jedynie duet Bernie Sanders-Alexandria Ocasio-Cortez, który miesiąc po inauguracji prezydentury Trumpa porzucił Waszyngton i jeździ po kraju na spotkania pod hasłem “Fighting Oligarchy” (Walcząc z oligarchią). I przyciąga na nie rekordowe tłumy. Gdy 21 marca para odwiedziła Denver w Kolorado, pod stanowym Kapitolem zebrało się 34 tys. osób.
Byłam zdumiona, gdy wieczorem po proteście przeglądałam internet. Media społecznościowe kipiały od fotorelacji, jednak MAGA, w imieniu której wypowiedział się sam Donald Trump, wyparła manifestacje ze świadomości, stwierdzając, że marne “kilka tysięcy osób”, które wzięło w nich udział, to agenci opłaceni przez “ludzi Sorosa” i powinni być za to ukarani. Prawicowe media kompletnie sprawę przemilczały – dla wyborców Trumpa to dodatkowy argument za tym, że protesty były “fake newsem”.
Ale okazało się, że i media mainstreamowe dały plamę. “New York Times”, “Washington Post”, MSNBC, C-SPAN, ABC – wszystkie tego dnia zamieściły ledwie wzmianki bądź pokazały w wiadomościach kilkunastosekundowe migawki z protestów. Na marsz swoich dziennikarzy wysłała tylko CNN.

Protesty w Minnesocie (kwiecień 2025 r.)
Refleksje nasuwają się same. Albo już znaleźliśmy się w rzeczywistości, w której lęk przed zemstą Trumpa jest głównym czynnikiem, który ją kształtuje, albo medialny establishment nie zdawał sobie w pierwszym momencie sprawy z tego, z czym naprawdę miał do czynienia. Niewykluczone, że jedno i drugie. Skupmy się na tym drugim.
Działać lokalnie, uderzać totalnie
Pierwsze informacje o protestach “Hands Off” znalazłam w mediach społecznościowych kilka dni po wizycie Sandersa i Ocasio-Cortez w Denver. Właśnie wtedy w tradycyjnych mediach pojawiły się doniesienia na temat niebywałego sukcesu ich tournée po kraju. Protesty organizowała koalicja zaledwie kilkunastu organizacji prodemokratycznych i wolnościowych.
Czy inspiracją stały się wściekłe tłumy na wiecach waszyngtońskiego duetu? Bardzo możliwe. Czy te same tłumy podpowiedziały organizatorom, że nie będzie żadnego sztabu głównego, a protestujący będą się skrzykiwać lokalnie, oddolnie? Kto wie. Można za to być prawie pewnym, że właśnie ta “lokalność” manifestacji sprawiła, iż umknęły one uwadze medialnego mainstreamu. Choć dokładnie z tego samego powodu odniosły tak spektakularny sukces, osiągnęły swój cel – pozbierały rozsypaną po wyborach opozycję.
Tłumaczy to Jennifer Rubin, współorganizatorka marszu “Hands Off” w Waszyngtonie, była konserwatywna publicystka dziennika “Washington Post”, która po szturmie na Kapitol zmieniła poglądy i dziś prowadzi prodemokratyczną platformę dziennikarską The Contrarian: “Skoordynowane protesty ogólnokrajowe nie zawsze pozwalają wybrzmieć pełnej skali ludzkiego gniewu i determinacji. »Hands Off« stworzyły taką możliwość, dając pole do obrony prawa, demokracji i konstytucji. Moim zdaniem to jest przepis na przyszłość i myślę, że dopiero zaczynamy” (“»Hands Off« Protests & The New Resistance”, Velshi/MSNBC, 6 kwietnia 2025 r.).
Drugą rzeczą, która być może stała za faktem, że skala protestów tak zaskoczyła cały establishment, było przeświadczenie, że lewica się nie organizuje, bo wie, że w tym momencie i tak nie zdoła niczego wywalczyć. Eksperci przypominają tymczasem, że “mobilizacja dla mobilizacji” często jest instynktowna, ma głęboki sens i odgrywa niebywale ważną społecznie rolę. “Jeśli w ludziach narasta poczucie, że działania rządu niszczą ich dobrostan, gromadząca się energia będzie szukać ujścia. To naturalna potrzeba”, tłumaczy Chandler James, politolog z Uniwersytetu Oregonu i badacz ruchów społecznych (“What comes next?”, Langley Advance Times, 9 kwietnia 2025 r.).
James dodaje, że tego typu protestom politycy powinni się przyglądać ze szczególną uwagą. I to politycy obu stron. Marsze “Hands Off” odbyły się przecież w wielu miejscach, które dotąd konsekwentnie głosowały na Trumpa. Wszędzie też tłumnie uczestniczyli w nich weterani, dotąd żelazna baza MAGA. Protestowali, bo DOGE ostrzy sobie zęby na ich kombatanckie ulgi i świadczenia. Chandler James należy do grona ekspertów, którzy w ostatnich protestach widzą analogię do sytuacji z lat 2009-2010.
Na fali kontestacji polityki Baracka Obamy koalicja wyborców z obu stron politycznej barykady stworzyła “ruch herbaciany” (Tea Party). W wyborach uzupełniających w 2010 r. “herbaciarze” wydatnie pomogli republikanom przejąć Izbę Reprezentantów. “Zakładając, że ludzie nie przestaną protestować, można się spodziewać, że ambitni i odważni politycy zagospodarują ten gniew i przekują go w regularny ruch polityczny. A to już będzie siła sprawcza”, przewiduje James.
Światełka w tunelu
Brzmi rozsądnie. Jednak w świetle wydarzeń z przełomu roku 2020 i 2021, gdy Trump podważał wynik wyborów, według “ukradzionych”, a także jego niczym już niemaskowanych możnowładczych ambicji, nie można sobie nie zadawać pytania, czy taki ruch będzie mógł się stać siłą sprawczą. Do najbliższych wyborów uzupełniających mamy ponad półtora roku, a Trump już zachowuje się jak cesarz.

Donald Trump
Trzy miesiące temu wydawało się niemożliwe, by legalny imigrant mógł zostać przez niego bezprawnie wysłany do zagranicznego więzienia. A jednak historia Salwadorczyka Kilmara Garcii, oskarżonego o przynależność do gangu MS-13, rozegrała się na oczach całej Ameryki. Trump zaś, mimo nakazu sądu, nie ma zamiaru sprowadzić Garcii z powrotem do domu.
Scenariusz, że kolejne wybory naprawdę mogą zostać sfałszowane i nic z tym nie da się zrobić, wcale nie wydaje się taki nierealny. Zwasalizowana Partia Republikańska i wyrzucony na własne życzenie na margines historii Kongres nie przybędą przecież demokracji na odsiecz.
Pozostańmy jednak optymistami i do budującego obrazka protestów “Hands Off” dorzućmy kilka innych sygnałów, że jest nadzieja dla demokratycznej Ameryki. Najważniejsze to zwycięstwa demokratów w kilku elekcjach specjalnych, które odbyły się w marcu. Największym zwycięstwem jest powołanie Susan Crawford na sędzię w stanowym Sądzie Najwyższym w Wisconsin (1 kwietnia 2025 r.). Radość demokratów jest tym większa, że wyścig do tego stanowiska został przez wielu okrzyknięty swoistym referendum na temat działań DOGE. Elon Musk usiłował je bowiem kupić, pompując w kampanię republikańskiego rywala Crawford 21 mln dol.
Powodem do świętowania była też wygrana dwójki demokratów walczących o fotele w stanowym Kongresie Pensylwanii. Pensylwania jako stan wahający się zagłosowała w ubiegłym roku na Trumpa, a wspomniane wybory odbyły się w hrabstwach, które dały mu wówczas kilkunastopunktową przewagę.
Wielką inspiracją dla amerykańskiej lewicy stało się też 25-godzinne wystąpienie w Kongresie demokratycznego senatora Cory’ego Bookera ze stanu New Jersey.
Booker podjął się tego wyczerpującego maratonu nie tylko po to, by skrytykować rządy Trumpa, lecz również dlatego, by – jak sam to określił – pokazać swojej partii, “jak wygląda działanie, gdy zostaliśmy odcięci od władzy w Waszyngtonie”. Senator z New Jersey pobił tą przemową ustanowiony 68 lat temu rekord Stroma Thurmonda, byłego suprematysty, który wystąpieniem trwającym 24 godziny i 18 minut oprotestowywał zmiany w prawach obywatelskich.
Wreszcie nadzieję w serca wlewa postawa sądów, które w dużej mierze zachowują się tak, jak powinny. To również rzecz nie do przecenienia – wszak jednym z najważniejszych osiągnięć Trumpa za pierwszej kadencji było obsadzenie zarówno sądów federalnych, jak i Sądu Najwyższego konserwatystami. Sąd Najwyższy zezwolił co prawda Białemu Domowi na wykorzystanie przestarzałego, XVIII-wiecznego prawa, Alien Enemies Act, do ogłoszenia, że USA są w stanie wojny z Wenezuelą i wobec tego mogą od ręki deportować imigrantów z Wenezueli do więzienia w Salwadorze, ale jednocześnie nakazał Trumpowi dołożyć starań, by wspomniany Kilmar Garcia został jak najszybciej połączony z rodziną. Sądy niższej instancji także zablokowały już ponad 100 “praw” wprowadzonych przez Trumpa za pomocą rozporządzeń wykonawczych.
Czy to wystarczy?
Skoro zatem demokratyczna Ameryka wydała głos i tupnęła nogą, to czy teraz wystarczy tylko zadbać, by ten głos wybrzmiewał głośniej i częściej, a nacisk na władzę był wystarczająco bolesny? Czy nie ta właśnie metoda doprowadziła półtora roku temu do zmiany władzy w Polsce? Obawiam się, że to naiwne założenie.
Amerykanów od Europejczyków, a od Polaków zwłaszcza, różnią dwie podstawowe rzeczy. Pierwsza to brak, już od bardzo długiego czasu, tradycji protestu, który obywatel podejmuje ze świadomością, że nawet jeśli protestuje pokojowo, i tak może stać się celem represji: wylądować w areszcie, więzieniu, narazić na niebezpieczeństwo najbliższych.
Druga to brak tradycji radykalnego protestu w skali ogólnokrajowej, który przybiera formę nie dwugodzinnego spaceru w weekend główną ulicą miasta, ale systemowego, solidarnego bojkotu ekonomicznego w różnych sektorach gospodarki, na który władza musi odpowiedzieć.
Z czego wynikają te różnice? Pierwsza z tego, że większość Amerykanów żyje w błogim przekonaniu, iż prawo do pokojowych manifestacji jako zapisane w konstytucji jest nie do podważenia i jest im dane na zawsze. Przeświadczenie to wzmacnia fakt, że mimo wielu kryzysów ich konstytucyjna republika z każdego wychodziła obronną ręką.
Druga różnica martwi mnie dużo bardziej. Życie współczesnego Amerykanina, nad którym nie rozpina się jak nad Europejczykiem parasol ochronny, upływa w realnym strachu o przetrwanie. O miejsce pracy, którego nie chronią cywilizowane przepisy o zatrudnieniu, o zdrowie, bo przez chorobę z dnia na dzień można zbankrutować na skutek długu medycznego, o oszczędności na emeryturę, bo Social Security nie pokryje potrzeb, a odłożyć na nią w drugim filarze nie ma z czego.
Niemal połowa amerykańskich podatników nie płaci federalnego podatku od dochodów, bo zarabia poniżej progu dochodowego. Ogromna rzesza zajęta jest więc na co dzień wiązaniem końca z końcem i trudno uwierzyć, że byłaby gotowa zastrajkować w dzień powszedni. Ideały nie postawią na stole kolacji dla dziecka, nie wleją do baku paliwa i nie pomogą spłacić kredytu za studia – a spłacić go trzeba. To jedyny rodzaj długu, którego Amerykanie nie mogą się pozbyć nawet w sytuacji bankructwa i który wisi nad nimi – dosłownie – do grobowej deski. Bardzo bym chciała, by ta ponura ocena stanu amerykańskiego ducha była nietrafiona.

Biały Dom sam się pogrąży?
Czego więc oczekiwać? James Carville, polityczny strateg, twórca kultowego hasła “Gospodarka, głupcze” i doradca kilku demokratycznych prezydentów, jest zdania, że amerykańska demokracja ocaleje, bo rząd Trumpa załamie się pod własnym ciężarem.
Carville od początku zresztą doradzał demokratom, by “grali na oposa” (przewróć się i udawaj martwego) i nie przykładali ręki do żadnego politycznego projektu konserwatystów. Globalna wojna celna jego zdaniem tylko przybliża moment implozji. “Demokraci właśnie dostali szansę, by pozwolić republikanom wykrwawić się jako partii trzymającej w rękach pełnię władzy. Błagam, nie stawajmy im na drodze!”, napisał 14 kwietnia w felietonie dla dziennika “New York Times” (“How to Turn Trump’s Economic Chaos Against Him”).
Historia lubi zaskakiwać. Trzymajmy się myśli, że zaskoczy nas pozytywnie i zrobi to jak najszybciej.